Zapowiedź ode mnie: Dzisiaj zapowiada się finał niebezpiecznego weekendu. Za wszystkim stoi Kaila. Byłą dziewczyna Leona. Nasi bohaterowie stawią czoła jej i jej potężnej, jak się okazuje, magii. Sprawy komplikują się. Kto został ranny? Czytajcie! ;)
Rozdział VII.
Kaila ukryta za krzakami zacisnęła zęby. Wiedziała, że musi się zemścić na Nathalie.
**
Tymczasem powiew chłodu owiał ciało naszej bohaterki. Ze łzami w oczach padła na ziemię. Wszystko wydawało się jej paranormalne. Leo przełknął ślinę. Wiedział, że za iluzjami stoi Kaila.
- Jasnowidzenie! - rzucił czar, i nagle od niego wybiła się niesamowita energia, która zmiotła krzaczory z powierzchni ziemi, a za nimi stała jego była ukochana.
Nathalie w życiu by się tak nie poniżyła. Wstała i z niesamowitym okrzykiem uderzyła pociskiem który wyczarowała w Kailę. Ta odleciała, ale dosyć szybko się podniosła.
Cisnęły w siebie potężne czary, nic więc, tylko patrzeć.
Pojedynek toczył się. Iluzje Kaili były zbyt potężne na samą Nat, więc do walki przystanęła cała jej paczka. Haniack była w domku. Szukała swoich świecących skarpet - to był ostatni składnik do jej bitek w sosie własnym, gdy nagle usłyszała huk. Wyszła z domku, skoczyła na kamienną dróżkę i pobiegła.
To, co zobaczyła, zamurowało ją. Zarówno jej przyjaciółka, jak i ten potwór (Kaila) leżały nieprzytomne. Była wstała o własnych siłach, zataczając się, podeszła do Leo. Pocałowała go, wyszeptała mu coś do ucha, po czym uderzyła go z liścia, jednak Leo uchylił się i nie trafiła, biedna... po czym zaczęła znikać. Leo oszołomiony podbiegł do Nathalie. Była zmasakrowana, znokautowały siebie. Jak to wyglądało?
Ino, po godzinie odpierania ataków Nat wykonała ostateczny cios, z którego sprawdzian mieli mieć w przyszły wtorek. Bezbłędnie pocisnęła kulę energii (dużo się uczyła) centralnie w była Leo. Kaila upadła, Nathalie również. Jedna się poddała, druga - wyczerpała się niczym bateria. Kaila zdążyła jedynie podnieść rękę i posłać do ciała Nat elektryczny wstrząs, a następnie uznała wyższość lepszej od niej i... dalej już wiecie.
Albowiem - siła działająca w intencjach dobrych przeważa wyższością nad działaniami z czystej zazdrości. Teraz ktoś pomyśli: "Bla bla bla. Happy end. I co ja z tego mam? Pewnie Nathalie znowu zemdlała, tak jak zwykle... nudy. Zmieniam sobie bloga do czytanie", nieprawdaż? Nie, to nie tak. Nathalie nie zemdlała.
Wszyscy otoczyli ledwo żywą Nathalie. Miała rozcięty łuk brwiowy. Po jej ciele przebiegały iskry. Z rany ciętej na dłoni sączyła się strużka krwi, zarówno jak i z nosa, oraz kącika ust. Wstała jednak. Wstała. Mimo licznych obrażeń, ledwo trzymająca się na nogach dziewczyna stała z miną bojową, jak i odetchnięciem z ulgą. Włosy powiewały jej przepięknie, a ona otarła policzek z ziemi, na której leżała. Leo był w szoku. Po tym, co wyszeptała jej była i po wydarzeniach z Nathalie. Ale - to byli znajomi. Znajomi, nie chłopak i dziewczyna. Miał ochotę... wziąć ją w dłonie. I pocałować. Szybko otrząsnął się z bujania w obłokach, ponieważ Nathalie po dłuższej chwili odezwała się...
- Chodźmy. Dokończmy ognisko.
- Pogibało Cię do reszty?! Spójrz na siebie! Chodź, opatrzymy cię. - zawołała jakże praktyczna Haniack.
***
Po dokończeniu kolacji, rozweseleniu dotychczas w szoku Nathalie i towarzystwa, wszyscy mieli się kłaść. Nat wyszła na balkon. Rozglądała się po niezbyt gołym niebie. Blask gwiazd prześwitywał przez obłoki i odbijał się od łzawiących oczy Nathalie, tak, jak za pomocą odbijającego się w jej oczach wcześniej błysku, który zabrał ją tu. Do tego świata.
Pamiętnym dniem, kiedy to Nat rozmawiała z Leo na balkonie, tylko że dużo większym, żyła obecnie Nathalie. Rozmyślała, czego ona chce. Zza jej pleców z psychopatycznym wyrazem twarzy wyskoczyła Haniack. Nathalie spodziewała się tego. Haniaq oparła się bezsilnie o drewnianą poręcz. Wpatrywały się w ulicę, gdzie co kilkanaście sekund przejeżdżał samochód czy ciężarówka. Nagle na ulicy przejechał rower, a z roweru zeskoczył młody chłopak, który krzyknął do dziewczyn na balkonie: Holla ho! Maczo piczu wy nie spać? Faho samo spać teraz!
- Jak ja Ci tu zaraz picznę, to dopiero będziesz sobie faho samo spać! - wrzasnęła Haniack, po czym zeskoczyła z balkonu i zza pleców wyjęła swój słynny paralizator. Chłopca na rowerze już niestety nie było :(
============
Przepraszam. Nie miałam weny, wszystkie moje zgromadzone pomysły uciekły hen, w dal... od razu zapewniam - jeszcze w tym tygodniu postaram się wstawić ostatnią 4 część, która będzie o niedzieli i powrocie ;) Papatki! :)
Tym to mnie powaliłaś... Szkoda tylko, że taka żem spóźniona wchodzę na bloga. :/ To był przepiękny rozdział! Poczytałabym sobie jeszcze z chęcią, ale cóż zrobić... Co ja bym bez Ciebie poczęła? Cała ta bitwa była epicka. Nathalie to geniusz. Haniack zresztą też. xD Uuu... a Leoś się chyba zakochał... <3 Nie mogę, nie mam słów, bo żadne nie wyrażą tego, jak cudowny potrafi być blog... Słownictwo którym się posługujesz mnie zadziwia, w szczególności że ostatnio dowiedziałam się, iż jesteś w 5 klasie podstawówki! Podziwiam Cię, człowieku, zadziwiasz mnie i wszystkich dookoła. :) Mogłabym czytać, czytać i czytać bez końca... Fikcja twojego autorstwa wciągnęła mnie do granic możliwości. :D
OdpowiedzUsuńTak nie na temat; Od trzech lat piszę książkę, z tym że na papierze. xD Planuję wprowadzić moje plany w życie i stworzyć o tym bloga. :) Mam nadzieję, że dorówna Twojej twórczości, a na chwilę obecną tylko zapowiadam...
Pozdrawiam Cię, podziwiam Cię i wielbię Cię! :*